Idziemy nią kilkaset metrów poczym wchodzimy w drogę śródleśną. Po kilku minutach orientujemy się, że coś jest nie tak. Chyba znów jesteśmy na starym szlaku, który jest bardzo ciężki do przejścia: wszędzie zarośla, powalone drzewa – efekt szalejącej tu kilka lat temu nawałnicy. Postanawiamy iść „na czuja” w kierunku Kolna i stamtąd kontynuować naszą wyprawę. Dochodzimy do wioski i odnajdujemy znaki nowego szlaku. Zrobiło się już jednak dość późno i postanawiamy odpuścić sobie (tylko na dzień dzisiejszy oczywiście)rezerwat i wrócić do Międzychodu znanym nam szlakiem niebieskim. Tak też czynimy. Już na Bielsku zachodzimy do pubu, gdzie Michał raczy się gofrem, na którego nagle naszła go ochota.
Ogólnie, mimo kilku trudności na szlaku, uznajemy wypad za udany. A jeżeli chodzi o ów nieszczęsny czarny szlak to trochę szkoda, iż osoba malująca nowe znaki nie poprzekreślała starych. Chociażby tych znajdujących się w bardzo bliskiej odległości od nowych. Mylą one bardzo i skoro my, znający poniekąd okolicę daliśmy się sprowadzić na manowce, nie wróży to nic dobrego przybywającym w odwiedziny pieszym wędrowcom. I obym się mylił, bo wydostanie się z chaszczy przy jeziorze Koleńskim do łatwych nie należy…