2017.06.28-07.03 Karpacz i okolice

I wreszcie wakacje. Michał ma już wolne od szkoły, nam także udało się zdobyć kilka wolnych dni. Podejmujemy szybką decyzję – jedziemy w góry. Do Karpacza. Za pomocą Internetu „rzutem na taśmę” wynajmujemy pokój, choć łatwo już nie było. Zostaje tylko tradycyjne już pytanie: Jak dojechać?

 

28.06. – dzień pierwszy, przyjazd           

 

W Karpaczu, w pobliżu miejsca gdzie mieliśmy wynajęty pokój, znaleźliśmy się około godziny 11:00. Połączenie mieliśmy raczej kiepskie. Nadmienię tylko, że z domu wyjechaliśmy o godzinie 19:00 dnia poprzedniego, po drodze zaliczając kilkugodzinne oczekiwanie na dalsze połączenie w Poznaniu, kilkudziesięciominutowy postój we Wrocławiu i kilkunastominutowe w Jeleniej Górze.  

Karpacz to miasto w woj. dolnośląskim, w powiecie jeleniogórskim, położone w Sudetach Zachodnich, w dolinie rzeki Łomnicy. Pierwsza osada poszukiwaczy złota powstała tu już w wieku XII.  Podczas wojny trzydziestoletniej na terenie Karpacza osiedlili się uciekinierzy religijni z Czech. Od 1681 roku, kiedy to powstała kaplica św. Wawrzyńca na Śnieżce, Karpacz stał się miejscowością pielgrzymkową. W II połowie XIX wieku, w związku ze sporym napływem turystów następuje dalszy rozwój osady: powstają liczne hotele, zajazdy i gospody.

Mimo sporego zmęczenia podróżą postanawiamy nie marnować czasu i po rozpakowaniu się „ruszamy w miasto”.

Karpacz zaskoczył nas całkowicie. W ubiegłym roku byliśmy w Kudowie Zdroju, leżącej stanowczo wśród gór jednak raczej na płaskim terenie. Karpacz natomiast jest miejscowością bardzo rozciągniętą i to na bardzo różnych wysokościach. Trzeba się trochę nagimnastykować, aby je konkretnie zwiedzić. Nasz pokój znajdował się na ulicy Karkonoskiej w dzielnicy określanej jako Karpacz Górny (Rezydencja Na Skrócie, ul. Karkonoska 26). Zejście „od nas” do Centrum  było więc łatwe, bo z górki. Droga powrotna, to już zupełnie inna historia…

Odwiedziliśmy dwa leżące obok siebie murowano-szachulcowo-drewniane kościoły: z 1908 roku pw. Serca Pana Jezusa oraz pw. Nawiedzenia NMP z roku 1910. Obejrzeliśmy liczne zabytkowe domy i ogólnie zapoznaliśmy się z atrakcjami, jakimi kusi to otoczone zewsząd górami miasteczko.

Po kilku godzinach zmęczenie wzięło górę i wróciliśmy do wynajętego pokoju.



29.06. – dzień drugi – szlak zielony i czerwony, atrakcje miasta

 

Przed naszym wyjazdem (staje się to już powoli tradycją) telewizyjni wizjonerzy od pogody straszyli nas ustawicznymi deszczami. Na szczęście pomylili się. Może i aura nie była idealna, dzień wstał pochmurny, ale deszcz jednak nie padał. Oczywiście ucieszył nas taki obrót sprawy. Przyjechaliśmy w góry aby wędrować, a więc w drogę.

Na pierwszy ogień wybraliśmy mało intensywny, ale za to bardzo malowniczy szlak  prowadzący po Karpaczu (zielony) oraz wokół miasta (czerwony) poprzez Zaporę na Łomnicy a następnie zalesione zbocza.. Zapora bardzo fajna, dogodne miejsce do krótkiego odpoczynku. A zaczynający się zaraz za nią szlak czerwony pozwolił nam na wspominki z Gór Stołowych. Klimatycznie bardzo, bardzo zbliżony. Spodobał nam się także z innych względów – nie był bardzo wymagający, obfitował za to we wspaniałe górskie widoki.
          
           
           Zapora na Łomnicy
zbudowana  w latach 1910-1915. Wniesiona z kamiennych bloków utworzyła malowniczy zalew oraz sztuczny wodospad, a miejsce to stało się od razu celem spacerów. Wkrótce, w bezpośrednim sąsiedztwie zbiornika wodnego powstał zakład kąpielowy Alexandrinenbad, kawiarnia oraz muszla koncertowa, cały zaś teren zyskał charakter miejsca spotkań i wypoczynku. W zalewie dozwolona była kąpiel, można było także skorzystać z wypożyczalni kajaków i rowerów wodnych. W okresie zimowym funkcjonowało tu lodowisko. Obecnie zapora stanowi jedną z atrakcji turystycznych Karpacza. Przez jej koronę – mierzącą 105 metrów długości – przebiega czerwony szlak turystyczny prowadzący w kierunku wzniesienia Grabowiec.

           Ze szlaku do Karpacza zeszliśmy w samą porę. Jak to bywa w górach deszcz przyszedł nagle i  był niezmiernie intensywny. Udało nam się na szczęście w porę przed nim schronić i przycupnąć w jakimś lokaliku na spóźnionym obiedzie. A na resztę dnia mieliśmy zaplanowane specjalne atrakcje dla Michała – prywatne Muzeum Gwiezdnych Wojen oraz Wystawę Interaktywną Klocków Lego. Michał w siódmym niebie.

30.06. – dzień trzeci, zdobywamy Śnieżkę

 

            I znów od rana straszą nas niepogodą. Ma padać a do tego jeszcze silnie wiać. A my właśnie na dzisiaj mamy zaplanowaną wyprawę na Śnieżkę. Chcieliśmy pójść szlakiem niebieskim, ale rzeczywiście paskudna pogoda zmusza nas do korekty planów. Ze Śnieżki oczywiście nie rezygnujemy, zmieniamy tylko trasę – być w Karpaczu a nie zaliczyć Śnieżki, to byłoby karygodne wykroczenie. Postanawiamy, że na Śnieżkę dostaniemy się za pomocą czeskich sąsiadów i ich gondoli.

            Do Pecu pod Śnieżką dostajemy się ;lokalnym busem. Jechaliśmy prawie 1,5 godziny bardzo krętą drogą. I to też było całkiem fajne przeżycie.

             W Pecu okazuje się, że gondola, z powodu silnego wiatru wjeżdża tylko do połowy swej normalnej trasy. Kolejny, wcale nie prosty odcinek należy pokonać szlakiem na własnych nóżkach. Mimo fatalnych warunków pogodowych postanawiamy bezapelacyjnie wgramolić się na szczyt. I cóż to było za wejście!

Wiatr porywał nam czapki (w moim przypadku kapelusz), deszcz smagał po całości a do tego niskie chmury bardzo ograniczały widoczność – do zaledwie kilku metrów.


          Początkowo szło się całkiem znośnie, ale gdy zaczęło robić się coraz bardziej stromo, zrobiło się ciężko. Oj, dla niektórych nawet bardzo ciężko. Okazało się, że z kondycją Ani dobrze nie jest. Co parę chwil prosiła, aby na nią zaczekać i dać chwilę na zaczerpnięcie oddechu. A już ostatnie metry to prawdziwy koszmar. Wiatr i deszcz dał nam ostro popalić. Dobrze, że przygotowaliśmy się i mieliśmy ze sobą odpowiednie ubranie. Cały czas nosiłem je w plecaku i teraz ta zapobiegliwość bardzo się przydała.

Zdobyliśmy szczyt, a tam nic, tylko chmury. I jeszcze większy wiatr. Zero widoku na podziwianie górskich panoram. A do tego zamknięte schronisko. Marzyliśmy o czymś ciepłym do wypicia a tu klops. Ale nic to. ŚNIEŻKA JEST NASZA.

Śnieżka to najwyższy szczyt w Karkonoszach i równocześnie w całych Sudetach, a także najwyższy szczyt Czech i całego Śląska. Jego wysokość sięga, według najnowszych pomiarów 1603 m n.p.m.  Szczyt po polskiej stronie leży w granicach Karpacza. Jest najwybitniejszym szczytem Polski (MDW 1203m). Widoczność przy sprzyjających warunkach przekracza 200 km.

Śnieżka należy do Korony Europy, Korony Gór Polski, Korony Sudetów i Korony Sudetów Polskich.

Na szczycie Śnieżki na przestrzeni lat zbudowano kilka obiektów służących obsłudze ruchu turystycznego, kultowi religijnemu, jak również obserwacjom meteorologicznym. Należą do nich: kaplica św. Wawrzyńca z 1665 r., budynek schroniska - nieistniejący, pierwszy obiekt wybudowano w 1850, następny w 1858, ostatni w 1862 – rozebrany w latach 60. XX wieku, budynek starego obserwatorium meteorologicznego (istniejący w latach 1900-1989), budynek Obserwatorium Wysokogórskie Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej z restauracją (charakterystyczne „dyski”) z 1974 roku.

W drogę powrotną postanowiliśmy pójść szlakiem niebieskim. Według opinii mieszkańców Karpacza jest to najlepszy do przejścia z dzieckiem szlak.

Chmury towarzyszyły nam niemal do samego schroniska Dom Śląski, gdzie wreszcie mogliśmy wypić ciepłą herbatę.  Zrobiła nam dobrze, byliśmy solidnie zmarznięci.

Po półgodzinnym odpoczynku ruszyliśmy dalej. I od tej chwili na szlaku towarzyszyło nam już tylko słońce.

Kolejny przystanek, na obiad, zrobiliśmy sobie w schronisku PTTK Strzecha Akademicka. Bardzo zasmakowały nam tu krokiety z barszczykiem. Wzięliśmy dokładkę.

Ze Strzechy udaliśmy się w dalszą wędrówkę. Bardzo zaskoczyły nas przepiękne, iście tatrzańskie widoki rozpoczynające się od schroniska Samotnia. I właśnie dla takich widoków warto pomęczyć się na szlaku.

Po opuszczeniu terenu Karkonoskiego Parku narodowego wędrówka staje się bardzo łatwa. Wkrótce dochodzimy do jednej z większych atrakcji Karpacza – kościółka Świątyni Wang., budynku w całości przewiezionego ze Skandynawii. Oczywiście nie mogliśmy odmówić sobie jego zwiedzenia.

Kościół Wang czyli Kościół Górski Naszego Zbawiciela  to ewangelicki kościół parafialny w Karpaczu, przeniesiony w 1842 z miejscowości  Vang, leżącej nad jeziorem  Vangsmjøsa w Norwegii.

Ze świątyni Wang do naszego pokoju został już niewielki spacerek. I tak po kilkunastu minutach znaleźliśmy się „u siebie”. Zmęczeni ale i szczęśliwi udaną wyprawą. Będzie co wspominać w długie zimowe wieczory.

01.07. – dzień czwarty, Kowary, Orlinek i Dziki Wodospad

 

Po wczorajszym, intensywnie przebytym dniu, sobotę postanawiamy spędzić trochę luźniej. W pobliskich Kowarach znajduje się Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska, który postanawiamy koniecznie obejrzeć.

Kowary to miasto w woj. dolnośląskim, na pograniczy Karkonoszy, Rudaw Janowickich i Kotliny Jeleniogórskiej w Sudetach Zachodnich.

Kowary położone są nad rzeką Jedlicą, wzdłuż której na przestrzeni ok. 5 km ciągnie się zwarta zabudowa. W środkowej jej części usytuowane jest centrum miasta, które jest jego najstarszą częścią. Znajdują się tu liczne placówki usługowo-handlowe, urząd miasta, kościół, ośrodek zdrowia i dwie szkoły podstawowe.

Do lat 90. XX wieku miasto było znaczącym ośrodkiem przemysłowym. Obecnie czynione są starania w kierunku zwiększenia roli turystyki. Nieprzerwalnie, natomiast, miasto pełni funkcje ośrodka specjalistycznego lecznictwa uzdrowiskowego.

Mieliśmy już kiedyś okazję podziwiać Park Miniatur w Niechorzu, w którym znajdowały się modele latarń morskich polskiego wybrzeża. Jednak ogrom, przepych i drobiazgowość szczegółów modeli budowli śląskich zabytków zrobił na nas przeogromne wrażenie. Imponujące przedsięwzięcie.

Michał zdobył tu ponownie Śnieżkę, aczkolwiek miniaturową.  Mogliśmy także dokładnie zaobserwować budynki znajdujące się na jej szczycie, co w Realu z powodu gęstych chmur nie udało się zupełnie.

Michałowi podobało się tu wszystko. Na mnie największe wrażenie zrobiło natomiast zamczysko Książ.

Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska został otwarty w sierpniu 2003 roku. Znajduje się on terenie wydzielonym z fabryki dywanów w Kowarach.


          W Parku znajdują się modele głównie w skali 1:25 i kilka w skali 1:50. Miniatury są wierną kopią prawdziwych zabytkowych obiektów ze wszystkimi szczegółami i detalami. W Parku można zobaczyć także obiekty w całej okazałości z lat swej świetności, które obecnie popadły w ruinę bądź są niedostępne do zwiedzania. Modele zbudowane są z materiałów odpornych na warunki atmosferyczne, mimo to część eksponatów umieszczona została pod dachem.

W Parku można skorzystać także z oferty gastronomicznej oraz toalet.

Po powrocie do Karpacza postanowiliśmy zrobić Michałowi niespodziankę. Na ulicy Olimpijskiej znajduje się skocznia narciarska. Obecnie nieużywana przez zawodników udostępniana jest do zwiedzania. Jednym z marzeń Michała było zobaczenie prawdziwej skoczni narciarskiej. Zaskoczony był bardzo, gdy nagle znalazł się przy jednej z nich. I do tego mógł na nią wejść. W mojej asekuracji, Ania wolała zostać na dole.

W połowie schodków na skocznię zaskoczył nas deszcz. Schody zrobiły się śliskie, ale jakoś powoli i ostrożnie udało się nam wejść. Zeszliśmy również bezpiecznie, choć nie ukrywam, nie wiem, czy przy podobnej pogodzie odważyłbym się na to jeszcze raz.  Widząc wypisane na twarzy Michała szczęście, pewnie tak.

Skocznia narciarska Orlinek im. Stanisława Marusarza to normalna skocznia o rozmiarze HS-94 m. Pierwsza skocznia narciarska w Karpaczu powstała w 1912 roku. Po zakończeniu II wojny światowej na pobliskim terenie została zbudowana, pod kierownictwem Stanisława Marusarza, nowa skocznia „Orlinek”. W roku 2000, w związku z zaplanowanymi na kolejny rok mistrzostwami świata juniorów w narciarstwie klasycznym, Orlinek został gruntownie zmodernizowany. Skocznia została powiększona do obecnych parametrów, ponadto zamontowana została winda dla zawodników i nowe stanowiska dla sędziów. Od czasu ostatniej przebudowy skocznia często gościła zawodników startujących w Pucharze Kontynentalnym w kombinacji, a w 2004 roku na Orlinku odbyły się  mistrzostwa Polski w skokach narciarskich, podczas których Adam Małysz uzyskał rekordową odległość – 94,5 metra. Od sezonu 2009/2010 na skoczni nie odbyły się żadne zawody. W roku 2011 zlikwidowana została sekcja skoków narciarskich klubu sportowego w Karpaczu, co oddaliło możliwość zmiany tego stanu rzeczy.

W sezonie letnim wieża skoczni wykorzystywana jest jako centrum sportów ekstremalnych i punkt widokowy, natomiast zeskok, zalany w dolnej części, niszczeje.

Po zwiedzeniu skoczni udaliśmy się jeszcze nad Dziki Wodospad. Urokliwe miejsce.


      Dziki Wodospad
to zapora przeciwrumszowa na Łomnicy. Łomnica jest małą rzeczką, jednak duży spadek (927 m na długości około 19 km) oraz położenie na dnie dużej doliny o stromych zboczach powoduje, że w czasie ulewnych deszczy lub roztopów szybko przybiera, a wezbrane wody niosą duże ilości kamieni i drzew. Po kilkurazowych powodziach i znacznych zniszczeniach postanowiono wybudować obiekty mające zmniejszyć skalę ewentualnych przyszłych powodzi. Jedną z budowli była zapora powyżej Karpacza, zbudowana w latach 1910-1915, nazwana później Dzikim Wodospadem.

Dziki Wodospad jest popularnym celem spacerów turystycznych.



02.07. – dzień piąty

 

         Niedziela to już niestety ostatni pełny dzień w Karpaczu. Rozpoczęliśmy go od uczestnictwa w porannej mszy św. w pobliskiej kaplicy Matki Bożej Ostrobramskiej. Po mszy wróciliśmy do domku, a następnie udaliśmy się na Festiwal Smaku, który odbywał się w karpackim Dworze Liczyrzepy. O imprezie usłyszeliśmy w lokalnej rozgłośni radiowej.

          Okazało się, iż do Dworu Liczyrzepy mamy dość daleko i ogólnie rzecz ujmując szkoda było naszej drogi i czasu. Kilka straganów z wyrobami kulinarnymi, sporo gapiów i w zasadzie tyle. Trochę rozczarowani poszliśmy zwiedzić Muzeum Sportu i Turystyki.

        Muzeum Sportu i Turystyki w Karpaczu zostało otwarte w 1974 roku. Gromadzi ono eksponaty, dokumenty i wszelkie pamiątki związane z rozwojem sportu, turystyki i ochrony przyrody na terenie Karkonoszy.

       Wystawa stała obejmuje trzy działy: Geneza i rozwój turystyki w Karkonoszach ze szczególnym uwzględnieniem turystyki polskiej, Rozwój sportów zimowych w Karkonoszach i Ochrona przyrody.  Do tego dochodzą ekspozycje czasowe tematycznie związane z programem działalności muzeum.

         Michał z wizyty w Muzeum był bardzo zadowolony, zobaczył bowiem narty Kamila Stocha oraz sporo medali, w tym także olimpijskich.

         Przy okazji zwiedzania Muzeum odkryliśmy najmniejszą w Polsce ulicę. Mieści się ona dokładnie przy budynku Muzeum.



03.07. – powrót do domu

 

         I właśnie przyszedł dzień, w którym musimy pożegnać się z górami. Pokój zwalniamy o 11:00, a autobus mamy dopiero o 15:00. Czyli znów sporo czekania. Aby nie gnuśnieć w bezczynności bierzemy nasze tobołki i idziemy nad Zaporę. Tam trochę siedzimy na ławeczce, po czym ruszamy w kierunku Białego Jaru, gdzie ma podjechać nasz autobus. W międzyczasie wpadamy na pizzę. I tak czas oczekiwania na transport jakoś upływa.

         Autobus przyjeżdża punktualnie. Obawialiśmy się trochę o bilety (nie ma tu bowiem kasy biletowej), ale okazuje się, że jak na razie jesteśmy niemal jedynymi pasażerami.

         Po 5 godzinach spokojnej podróży docieramy do Międzyrzecza. Jest 20:30. Z dworca w Międzyrzeczu odbiera nas dziadek Romek. I tak oto po godzinie 21:00 definitywnie kończymy naszą tegoroczną przygodę z górami. Jesteśmy w domu.

 

 

 

 

 

 

 

Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja