Postanowiliśmy, że skoro Michał ma po raz pierwszy prawdziwe szkolne wakacje (bez przeszkód ukończył 1 klasę), pojedziemy gdzieś na kilka dni. Ja jestem zwolennikiem gór, Ania morza, a Michał pojedzie gdziekolwiek, byleby tylko gdzieś pojechać. Jeżeli góry, to wędrowanie. A jeżeli wędrowanie, to gdzieś po szczytach. A jak po szczytach, to Michał chyba jeszcze ciut za mały. Zatem góry odpadają, zostaje morze. Tylko gdzie?
Poszperaliśmy trochę w Internecie. Pięknych morskich kurortów jest od groma i ciut ciut. Młodzież chce głównie plażować, ja wolałbym nieco pozwiedzać – leżenie plackiem w słońcu na piachu, to stanowczo nie moje klimaty. Ale dostosuję się, to przecież pierwsze spotkanie Michała z morzem i ogólnie nasz pierwszy dłuższy wspólny wyjazd.
Po zakrojonych na dojść szeroką skalę internetowych oględzinach zdecydowaliśmy się w końcu na Niechorze. To niewielka wieś północno-zachodniej Polsce, położona w województwie zachodniopomorskim, w gminie Rewal. Jest to uznana miejscowość wypoczynkowa z morskim kąpieliskiem a także morską przystanią. Jednym z powodów naszego wyboru była zlokalizowana tu latarnia morska, na którą postanowiliśmy się wdrapać. Dość szybko udało się nam też zarezerwować w niej pokój.
No to jedziemy do Niechorza. Tylko czym? Sprawdziliśmy połączenia – nic. Zero autobusów (chyba, że z kilkakrotnymi przesiadkami i długimi postojami), pociągiem też się nie uda. Zostaje poprosić kogoś z autem. Zaczęliśmy nagabywanie i w końcu się udało. Zawiezie nas wuja Zenek z Chrzypska.
Dojechaliśmy na miejsce po kilkugodzinnej podróży, która upłynęła w bardzo miłej atmosferze. Rozgościliśmy się w pokoju hotelowym w ośrodku, który lata świetności miał już dawno za sobą (o ile w ogóle kiedykolwiek je przeżywał). Brak telewizora, było za to radio. Trzeszczące i nie do użytku. O WiFi nikt tu nawet nie słyszał. Zlew się zapychał, czajnik wydzielał nieciekawy zapaszek a sam pokój to krasnoludek wśród krasnoludków. Ale co tam. Przyjechaliśmy nad morze, na plażę a nie żeby siedzieć w pokoju. A przenocować jakoś się przecież dało. Ale na przyszłość będziemy ostrożniej dobierać lokum. No i przede wszystkim nie na ostatnią chwilę. Bo wtedy jest jak jest.
Samo miasteczko zrobiło na nas bardzo dobre wrażenie. Zaciszne, urokliwe uliczki, sympatyczni, uśmiechnięci ludzie. I ogólnie tak jakoś fajnie, klimatycznie. Gorąco polecamy.
19.07. – dzień pierwszy.
Krótko po przyjeździe i rozpakowaniu idziemy nad morze. Michał jest zachwycony. Takiego skupiska wody to chłopiec w życiu nie widział. Wiedział, że morze jest ogromne ale nie spodziewał się, że aż tak. I mimo, że strasznie wiało nie odpuścił. Przecież nie po to przywiózł z sobą wiaderko i łopatkę, żeby teraz nóg nie umoczyć. A że przy okazji umoczył też spodenki i koszulkę, no cóż zrobić. Długo, długo musieliśmy go przekonywać, że jutro też jest dzień. I że pogoda ma być dużo lepsza. W końcu uległ i dał się zaciągnąć do powrotu. Przebrał się i poszedł z nami obejrzeć najbliższą okolicę. No i wypadało coś zjeść przed snem. Musimy przyznać, że jeśli chodzi o Niechorze, to z dobrymi i w miarę tanimi posiłkami problemu nie ma. Szczególnie, tak jak w przypadku Michała, jeśli ulubionym daniem są pizza i frytki.
20.07. – dzień drugi.
Po śniadaniu idziemy na chwilę na plażę a potem trzymamy się już ściśle uzgodnionego wcześniej planu dnia. Najpierw udajemy się na latarnię.
Położona na wysokim klifie latarnia morska zbudowana została w 1866r. Do jej budowy wykorzystano licowaną cegłę. W dolnej partii jej podstawa przyjmuje formę prostokąta, z kolei powyżej przybudówek ma kształt ośmiokąta. Wieża na narożnikach posiada wysunięte lizeny, a płaszczyzny pomiędzy nimi zostały wyłożone jasnożółtą cegłą. Na wysokości 37 metrów znajduje się taras widokowy. Zwieńczeniem latarni jest laterna przykryta kopulastym dachem. Zasięg światła latarni wynosi 20 Mm czyli ok. 37 km, a jej wysokość sięga 45 metrów, dzięki czemu góruje nad okoliczną zabudową. Przy wejściu do latarni znajduje się kilkudziesięcioletni ogród, w którym rosną potężne 2-metrowe żywopłoty i w jakim kryje się zejście stromymi schodkami na betonowy wał ochronny oraz plaży.
Aby dotrzeć na szczyt latarni i taras widokowy należy pokonać ponad 200 schodów. Trochę nas one zmęczyły, ale było warto. Widok na Rewalskie Wybrzeże jest stąd wspaniały. A i na ląd i Jezioro Liwia Łuża niezgorszy.
Z latarni udaliśmy się obejrzeć kolejną atrakcję Niechorza, jaką jest Park Miniatur Latarń Morskich. Jest on filią Parku Miniatur Zabytków Dolnego Śląska w Kowarach a znajduje się tuż przy latarni. Prezentuje się tu 29 wciąż funkcjonujących jak i historycznych modeli latarni morskich w tym wszystkich działających na polskim wybrzeżu w skali 1:10. Park funkcjonuje od 2012r. W cenie biletu wliczone jest oprowadzenie przez wykwalifikowanego przewodnika, który w interesujący sposób przekazuje historie odwiedzanych obiektów, zręcznie wplatając liczne ciekawostki i związane z nimi legendy. Bilet do Parku, co uważamy za duży atut, jest całodniowy. Na terenie Parku znajduje się kawiarnia, sklep z licznymi pamiątkami oraz toalety (fakt również istotny). Uważamy, iż Park oraz latarnia są obowiązkowymi punktami do zaliczenia w tej nadmorskiej miejscowości. Warto zwiedzić także dworzec Gryfickiej Kolei Wąskotorowej z przełomu XIX/XX wieku, zabytkową zagrodę z przełomu XVIII/XIX wieku (ul. Środkowa 7) oraz Muzeum Rybołówstwa Morskiego ukazującego specyfikę zawodu rybaka oraz cząstkę kultury Pomorza.
Po zwiedzaniu udajemy się na obiadokolację (smaczną). Na zakończenie dnia zaplanowaliśmy podziwianie zachodu słońca. Michał przy okazji wykorzystał nasz dobry nastrój i naciągnął nas na kilka minut na „hopsalni” (taki duży nadmuchiwany materac do skakania). Miał ubaw po pachy, choć częściej niż skakać udawało mu się z niej ześlizgiwać.
21.07. – dzień trzeci.
Postanawiamy przejść się plażą do pobliskiego Trzęsacza, aby zobaczyć ruiny znajdującego się tam gotyckiego kościoła pw. św. Mikołaja. Został on wybudowany na przełomie XIV i XV wieku. Znajdująca się pierwotnie pośrodku wsi, w odległości ok. 1,8-2 km od brzegu morza świątynia, uległa zniszczeniu w wyniku procesów abrazyjnych. Do dzisiaj zachowała się jedynie znajdująca się u szczytu klifu południowa ściana kościoła o długości 12 m i wysokości 6 m..
Szło nam się bardzo przyjemnie, pogoda dopisywała. Michał „gonił się” z falami i wkrótce byliśmy na miejscu. Obejrzeliśmy ruiny i poszliśmy do pobliskiej restauracji na obiad. Był wyśmienity a porcje jak dla małych słoni. I to w całkiem przyzwoitej cenie. Nie pamiętamy już nazwy restauracji, ale szczerze ją polecamy.
Po obiedzie Michał poświęcił jakąś godzinkę na piaskowe budowle w cieniu zabytkowych ruin. Do Niechorza wróciliśmy przez Rewal znajdującymi się na klifie deptakami. Zdążyliśmy na kolejny zachód słońca.
22.07.-dzień czwarty.
Ostatni pełny dzień naszego pobytu nad morzem, za namową młodzieży, spędzamy głównie na plaży. W międzyczasie udaje nam się także spotkać wuja Zenka, z którym wypijamy kawę.
23.07. – powrót do domu.
Niestety musimy wracać. Jak to mawiają, fajnie było ale się nie skończyło. Chociaż to niezupełnie zgodne z prawdą, gdyż wuja Zenek zabiera nas jeszcze po drodze do Kołobrzegu i swojej ulubionej nadmorskiej miejscowości– Mielna.
I tak do domu wracamy bardzo późnym wieczorem.
Podsumowując wyjazd do Niechorza bardzo udany. A sama miejscowość godna polecenia.
Zdjęcia z wyprawy: http://pieszoprzezkraj.pl.tl/Galeria/kat-2.htm (18 zdjęć)
Przez Niechorze przebiega również Szlak Nadmorski E9 im. dr. Czesława Piskorskiego (Świnoujście – Dziwnów – Rewal – Trzebiatów – Mrzeżyno – Kołobrzeg).
Niestety w okresie naszego pobytu w Niechorzu nie poświęciliśmy się jeszcze pieszym wędrówką, stąd brak „właściwych”, naszych własnych opisów .