2017.05.04-07 Świnoujście

                Nasza pierwsza tegoroczna wyprawa jest całkowicie spontaniczna. Nagle wpadło nam kilka wolnych od pracy dni i od razu zrodziła się myśl, żeby gdzieś pojechać. Tylko gdzie? Stwierdziliśmy, że najlepsze po zimie będzie zaczerpnięcie odrobiny świeżego powietrza – zdrowego, nadmorskiego jodu. I mimo, iż prognozy pogody zapowiadają deszczowe dni, szybko decydujemy się na Świnoujście. Kontaktujemy się z sympatyczną panią z ul. Kossaków i już mamy zarezerwowany pokój. Ten sam, co w 2014r. Jedziemy.

 

04.05. – dzień pierwszy

                 Wyruszamy, tradycyjnie już chyba, z Wronek.  Jesteśmy tam krótko przed 07:00. I dobrze. Ze spokojem kupujemy bilety na pociąg. Cena biletu rodzinnego „Ty i raz, dwa, trzy” miło nas zaskakuje. Bardzo miło.

                Pociąg wystartował punktualnie o 07:26. Na miejscu powinniśmy być zatem około godziny 12:00. W samo południe.

                Do Dobiegniewa wszystko przebiegało zgodnie z normą. Niestety w Dobiegniewie pociąg po ruszeniu z dworca ujechał zaledwie kilkanaście metrów i nagle stanął, odmawiając posłuszeństwa. Maszynista próbował nakłonić maszynerię do współpracy, oglądał, coś tam stukał i dokręcał ale suma summarum na niewiele się to zdało. Po chwili do przedziału wszedł konduktor z krótką informacją dla pasażerów: „Tym pociągiem dalej nie pojedziecie. Za pół godziny nadjedzie pociąg do Szczecina. Proszę przesiąść się do niego a w szczecinie złapać coś do Świnoujścia. Na ten sam bilet”.

               
Ania stwierdza, że przy tak tanich biletach, coś się musiało przydarzyć.  Urodzona optymistka.

              Przesiedliśmy się zatem po czterdziestominutowej, przymusowej przerwie na pociąg do Szczecina. I dojechaliśmy do Szczecina Dąbie, gdzie akurat nadjechał opóźniony (ale pospieszny) pociąg do Świnoujścia. I tak oto, tym już dzisiaj naszym trzecim pociągiem docieramy wreszcie na miejsce.

       Na dworcu w Świnoujściu, tak na wszelki wypadek, kupujemy już bilety powrotne. I, jak się później okazało, bardzo dobrze. W niedzielę mielibyśmy duży problem, sporo osób już się później nie załapało (na ten kurs obowiązywały tylko miejscówki).

                Przeprawiliśmy się (oczywiście ku wielkiej radości Michała) promem i po 40 minutach byliśmy już w wynajętym pokoju. Rozpakowaliśmy się w naszym pokoiku na ul. Kossaków 7 (polecamy bardzo pokoiki u pani Renaty) i poszliśmy kupić coś do jedzenia, bo zdążyliśmy już solidnie zgłodnieć.

                  Niestety bardzo mocno się rozpadało, do tego zaczęło też solidnie wiać więc z pójścia na plażę postanawiamy dzisiaj zrezygnować.  Deszcz i wiatr nie przeszkodził nam natomiast w buszowaniu po mieście w poszukiwaniu Geocachów (to taka fajna zabawa polegająca na poszukiwaniu w terenie, przy pomocy odbiornika GPS, ukrytych pojemników).  Kilka skrytek znaleźliśmy. I tak nam zeszło do wieczora.

 

05.05. – dzień drugi – czerwonym szlakiem nadbałtyckim E-9

                Ranek naszego drugiego dnia pobytu w Świnoujściu powitał nas już tylko lekkimi opadami. Jako, że nasz pokój znajduje się bardzo blisko granicy Polsko-Niemieckiej, postanawiamy przejść się od niej czerwonym szlakiem nadbałtyckim.

                Czerwony pieszy szlak nadbałtycki E-9 w Świnoujściu i okolicach nie ma jednolitego charakteru – biegnie trochę nad Zalewem i trochę nad morzem, trochę lasem i trochę miastem.  Jedynym wspólnym mianownikiem jest to, że prawie zawsze trzyma się spokojnego ubocza.

                Szlak rozpoczyna się przy przejściu granicznym Świnoujście – Ahlbeck, i wkrótce  zbacza z głównej ulicy Wojska polskiego w kierunku morza. Nie dochodząc do plaży szlak skręca na wschód, i wkrótce dociera do pierwszych zabudowań Dzielnicy Nadmorskiej. Secesyjne pensjonaty stojące przy kasztanowo-platanowych alejach tworzą wytworne klimat nadmorskiego uzdrowiska. Spacerujemy jasną, przestronną i prawie zawsze pełną ludzi promenadą z widokiem na najbardziej reprezentacyjne pensjonaty Świnoujścia. Mijając muszlę koncertową wkraczamy na nową część promenady, która rozpoczyna się fontanną, widowiskowo podświetlaną w nocy. Tuż za nimi kończy się też zwarta zabudowa. Jeszcze chwila i szlak biegnie ul. Uzdrowiskową, mijając po drodze duży kompleks hotelowy, za którym rozciąga się teren leśny. Wkrótce szlak oddala się od morza, prowadząc wzdłuż Świny do zachodniego kompleksu fortów: Fortu Zachodniego i Fortu Anioła. Dalszy odcinek szlaku prowadzi brukowaną ul.  Jachtową, nieopodal brzegu Basenu Północnego. Basen służył jako suchy dok stoczniowy (opróżniany z wody przy pomocy specjalnej przegrody i systemu pomp). Obecnie mieści się tutaj nowoczesny port jachtowy na 400 jednostek. Obiekty z czerwonej cegły to kompleks XIX wiecznych budynków i hal dawnej stoczni, z charakterystyczną wieżą ciśnień. Nieco dalej szlak mija zabytkowy budynek Kapitanatu Portu – jeden z ulubionych motywów malarskich i pocztówkowych przełomu XIX i XX wieku.  To już centralne nabrzeże miasta – Wybrzeże Władysława IV. Po przeprawie promowej szlak wiedzie dalej w kierunku Wolina.

                Nasza trójka rusza zgodnie z oznakowaniami szlaku: trochę plażą, trochę lasem, trochę ulicami miasta. Zaliczamy wszystkie główne punkty szlaku, odpuszczamy tylko zwiedzanie fortów (chcemy jeszcze kiedyś przejść się szlakiem fortów i zaliczyć je wszystkie jednego dnia na odznakę turystyczną „Twierdza Świnoujście). Mimo, iż to szlak długodystansowy my kończymy go przy przeprawie promowej. Przeszliśmy około 8 km.

                Spod promu udajemy się do Muzeum Rybołówstwa, gdzie oprócz stałej ekspozycji zwiedzamy także wystawę dotyczącą życia rafy koralowej. Robi ona na nas zdecydowanie lepsze wrażenie, niż „zaliczone” w ubiegłym roku Oceanarium w Międzyzdrojach.

                Po muzeum Ania naciąga nas na wizytę w pobliskiej galerii handlowej. O dziwo Michał dużo nie jęczy, pozwalamy mu bowiem „pojeździć” bolidem. I to dość długo. Wyszło więc na to, że tylko ja musiałem tuptać w miejscu i wynudzić się za wszystkie czasy…

                Po galerii wracamy na ul. Kossaków. Bardzo udany dzień.

 

06.05. – dzień trzeci – Heringsdorf

                 Michał bardzo chce zobaczyć molo u naszych zachodnich sąsiadów, w Heringsdorf. Ten pomost ma aż 508 m długości i wchodzi w głąb morza na całkiem imponującą odległość.

                Postanawiamy skorzystać z lokalnej oferty i przejechać się specjalną wycieczkową ciuchcią ze Świnoujścia przez Ahlbeck do Heringsdorf.  Z audio przewodnikiem. Wycieczka trwa około czterech  godzin, z czego ażtrzy przeznaczone są na czas wolny w niemieckim kurorcie.         Jedziemy spokojnym tempem słuchając przewodnika i dowiadując się sporo ciekawostek o mijanych właśnie zabudowaniach, zarówno po naszej jak i po zachodniej stronie granicy. W ciuchci strasznie trzęsie, ale za to jest ciepło, co przy dzisiejszej pogodzie ma spore znaczenie.

             Dojeżdżamy do Heringsdorf. To rzeczywiście bardzo ładne i zadbane miasteczko. A molo imponujące. Spędzamy na nim sporo czasu. Szkoda tylko, że pogoda z każdą chwilą psuje się coraz bardziej.  Zbiera się na deszcz i zaczyna mocno wiać.

               
Samo dojście do mola wiedzie również przez bardzo atrakcyjne miejsca. Zadbane, stylowe budynki pięknie komponują się w przylegającą do nich zielone, pełne życia tereny. Fajnie prezentują się tu również liczne fontanny, przy których Michał przecież tak lubi się fotografować.

                 Po pewnym czasie dochodzimy do wniosku, że trzy godziny przy takiej pogodzie to jednak troszkę za dużo i w zupełności na zwiedzanie wystarczyłaby tu jedna, no może półtorej godziny . Postanawiamy przejść się trochę „głębiej” w miasteczko. Dochodzimy do ewangelickiego kościoła, do którego wnętrza na chwilę zaglądamy.

                Wracamy na molo i plażę. Po chwili, już dość solidnie zmarznięci wchodzimy do pobliskiej ciastkarni, gdzie Michał kusi się na pączka.

                 Do Świnoujścia wracamy po 16:00. Idziemy na obiad, po czym naciągnięci przez Anię znów udajemy się do galerii handlowej. Michał się cieszy, znów trafia się mu szansa na bolid. A ja? No cóż…

 

07.05. – powrót do domu

                 Pociąg mamy o 12:15, nie ma więc już czasu na spacer nad morze. Pakujemy się i o 11:00 żegnamy się z naszą sympatyczną gospodynią. Przeprawiamy się promem, robi się ciepło, więc siedzimy na górnym pokładzie. Trochę nam przykro, że właśnie kiedy zaczyna robić się słonecznie my musimy wracać. Ale nie narzekamy i tak bawiliśmy się świetnie.

                Pociąg wyrusza punktualnie i bezproblemowo dowozi na do Wronek. Dziadek Romek już czeka. W domu jesteśmy tuż przed 17:00. W sam raz na obiadokolację.


Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja